niedziela, 22 grudnia 2019

Święta za granicą - HIT czy KIT?🙄



"PROMOCJA! Wyjedź na Święta Bożego Narodzenia w tropiki!" 
"Zamień choinkę na palmę!"
"Nie musisz już siedzieć przy nudnej rodzinie na święta"
oraz moje ulubione... "Zamień karpia na barakudę!"

To prawda. Nawet Kevin wyjeżdżał na Święta z rodzinnego miasta, ale czy to znaczy, że chcemy rzucić wszystko i nie słuchać jak rodzina zawodzi przy stole "Bóg się rooodzi" albo jak dziadek przebiera się za Św. Mikołaja i gramoli się pod choinkę? Nie zawsze i nie koniecznie. Otóż ja na Święta BN jestem w domu rodzinnym, chociaż pewnego razu wydarzyło się inaczej...

macaulay culkin christmas GIF

Opiszę moje prywatne doświadczenie z bycia poza granicami Polski na Wigilię. Było to całkiem daleko, bo w Santiago, w Chile. Po spędzonym tam semestrze w ramach wymiany uczelnianej zostałam aż do 30 grudnia.

Chile, jak większość krajów Ameryki Łacińskiej, jest krajem katolickim. Wynika to oczywiście z przybycia hiszpańskich konkwistadorów, którzy zawitali tam w XV wieku.

Znalezione obrazy dla zapytania christmas santiago chile
Choinka, palmy i 36 stopni.. Główny plac w Santiago - Plaza de Armas
Jako że Święta wypadają 24 grudnia mamy (a przypomnę, że jesteśmy na drugiej półkuli) Wigilię w jednym z najgorętszych dni w roku, w letnie przesilenie. Więc jeśli chodzi o czekoladki świąteczne.. rozpłynęły się zanim na nie spojrzałeś ;)

To, co na pewno jest dziwnym odczuciem dla przeciętnego mieszkańca północnej półkuli to fakt, że wszelkie zdobienia nie pasują do krajobrazu. Św. Mikołaj ubrany jest w ciepły strój i siermiężne buty (a na zewnątrz mamy upały), misie polarne coca-coli wiszą z witryn sklepowych, a choinka (która przecież w naturalnym środowisku rośnie w zimnym klimacie) jest widoczna na placach. Bardzo rzuca się w oczy wymyślony komercyjny koncept świąt...

W Chile "straszą" ozdoby sprowadzane ze Stanów.
Image may contain: 3 people, people smiling
Pod choinkę dostałyśmy (Alina po prawej) butelkę rodzimego trunku - Pisco. Po środku nasz host - Stefano!

Na Wigilijną kolację ja i Alina (koleżanka z Rosji z wymiany) zostałyśmy zaproszone do naszego kolegi z klasy- Stefano.

Absolutnie niekończącym się tematem rozmów były zwyczaje świąteczne w naszych krajach. Pomimo tej samej religii było bardzo wiele różnic. Na stole nie było 12 potraw, ani sianka, ani makowca, a raczej wjechało mięsko i generalnie przybierało to postać uroczystego, rodzinnego spotkania niż tradycyjnego wjechania na pierwszą gwiazdkę przez śnieżną wichurę...

Ciekawostki o Świętach w Chile:


1. Kiedyś ludzie spotykali się na ulicach i dzielili ze sobą jedzenie, później szli razem na Mszę Św. o północy, aby uczcić przyjście na świat Jezusa.

2. Kolokwialnie Wigilia nazywana jest "Pascua" co ma podwójne znaczenie. W Boże Narodzenie to  "La Pascua de Navidad ,bo Pascua oznacza Wielkanoc.

3. Potrawy, które są przeważnie serwowane to: kurczak lub indyk, chlebek,  cola de mono (małpi ogon) (chilijski, świąteczny drink, który ma zarówno czekoladę Nestle, jak i trochę rumu), świąteczne ciastka, owoce sezonowe.

4. W Chile istnieje pokręcona koncepcja Świętego Mikołaja. Nazywany jest viejito Pascuero (stary mmm... święty-anocny?) , a raczej tak został okrzyknięty w momencie jak Niemcy przyjeżdżając na te ziemię zaczęli wystawiać dziwne figurki starszego, brodatego mężczyzny i zapowiadać przyjście świąt. Prezenty zatem są od siebie nawzajem.


Ale wracając do naszej Wigilii u Stefano. Najciekawszym zderzeniem kulturowym, który zapamiętam na długo było pójście na Mszę. Oprócz tego, że kontentowo nie różniła się zbyt wiele od polskiej, to moment, gdy ksiądz powiedział "Dame un signo de la paz" , czyli przekażcie sobie znak pokoju, który w Polskich kościołach trwa 2 minuty i ludzie z niechęcią kiwają do siebie głowami, tam przekazywanie rzeczonego La PAZ trwało z 15-20 minut. Ludzie dawali sobie buziaki w policzki, pytali się co u Ciebie słychać, ksiądz podchodził i pytał jak tam na uczelni, sąsiadki się zgadywały, generalnie biesiada biesiada biesiada.. coś pięknego :)


Uważam, że to super wzbogacające doświadczenie poznać kulturę innego kraju, szczególnie w takim dniu. Towarzyszy temu też sporo refleksji. Raz czy dwa można spróbować... ale jak mówi włoskie powiedzenie: Natale con i tuoi e Pasqua con chi vuoi co znaczy w dosłownym tłumaczeniu "Boże Narodzenie z twoimi, a Wielkanoc z kim chcesz" ;)


Lucy Robinson







poniedziałek, 9 grudnia 2019

Rejs po Karaibach, czyli Saint Vincent i Antek (Polski dom na karaibach )

Z dzienników kapitańskich Lucy Robinson:


"Jest już prawie 18:00, dopiero co zdążyliśmy zejść suchą stopą na ląd w zatoce Wallilabou na wyspie Saint Vincent, a już zaczyna się ściemniać... zachody słońca nie należą tu do tych długich i romantycznych, a raczej do tych szybkich i intensywnych. "Buja" usłyszałam z czyichś ust, gdy całą załogą wygramalaliśmy się z zalewanego wodą pontonu na pomost. Efekt zawrotów głowy i bujania po zejściu na ląd to normalka. Kiedyś myślano, że piraci to pijacy, a bujało ich od braku morskich fal.
Przeszliśmy parę metrów i zatrzymaliśmy się przy scenografii z filmu Piraci z Kraiabów (a raczej tym co po niej zostało). 

No photo description available.


Image may contain: 1 person

Załoga postanowiła poczekać , a ja ściskając dokumenty weszłam do małego domku obok, aby przejść odprawę celno-paszportową. Wewnątrz stoi 6 plastikowych krzeseł. Na jednym z nich czarnoskóry urzędnik ze zmęczoną miną a przed nim 2 francuzów, którzy starają mu się coś powiedzieć ale ni w ząb nie znają słowa po angielsku... zaciskam więc zęby i decyduje się im pomóc,
a w duchu powtarzam, że to już ten ostatni raz....

No photo description available.


Przyznaję, że mój francuski nie jest dziś na poziomie rozmowy o serze z Marią Antoniną, ale rozumiem słowa takie jak „NA MOJEJ ŁODZI JEST 10 OSÓB”. Staram się nie przewracać oczami chociaż oni zdają się to robić przy każdym słowie plus wzruszają ramionami i powtarzają w kółko „puuuuutą”…
Wreszcie przychodzi moja kolej. Staram się sprawę załatwić jak najszybciej, bo już są 2 minuty po 18:00.. pot celnika spływa na kartkę, na której wypisuje moje dane.. Mam tylko cichą nadzieję, że nie ciśnie papierem w kąt i powie, żeby przyjść jutro. Udało się. Nie zagotowało się u niego wewnętrznie, chociaż zewnętrznie już byłby ścięty jak białko.




Wychodzę z budynku i witam zmęczonym uśmiechem kompanów podróży. Jeden z nich, najwyższy z towarzystwa zwany Rudzikiem podekscytowany zaczyna opowiadać coś o chorej sytuacji, która właśnie się wydarzyła, coś o jakimś opętanym gościu, który próbował rozbić kokosa o kant betonu. Nie za bardzo miałam siłę słuchać.. Zebraliśmy się wszyscy i ruszyliśmy w kierunku najsłynniejszego baru na wyspie otoczonymi polskimi flagami..


Rozweseleni, lekko zmęczeni zbliżamy się idąc po piasku do rozwalającego się domku🏠na końcu plaży 🌴
Widzimy Polskie flagi🇵🇱 (wśród nich jedną Czeską) i jedną smutną żarówkę💡, która dynda na wietrze przed drzwiami. Oto ten Polski DOM (u Antka) na Karaibach owiany legendą – pomyślałam. Przyjezdni wiedzą, że trzeba liczyć na to że Anthony ma dobry humor. Podchodzimy kawałek bliżej… „impreza” to mówiąc szczerze jedno z ostatnich określeń tego miejsca jakie przychodziło mi do głowy. 


Nagle z ciemnego domku wychodzi starszy, czarnoskóry mężczyzna👨🏾. Macha do nas i podchodzi bliżej „Hi! Im Antek! Are you from Poland? Take a seat I will invite you in 10 minutes ok?” , jak dla nas OK : )

Siadamy więc na plastikowych krzesełkach rozstawionych przed chatką i czekamy. Po 20 minutach Antek wychodzi zadowolony z domku i zaprasza nas do środka. W pomieszczeniu witają nas ściany obklejone polskimi plakatami z różnych lat „Bravo Girl 2002’”, goła pani z Playboya 97’ i wiele innych.. Za barem niczym trofea stoją butelki żołądkowej gorzkiej, żubrówki i wyborowej. Nasz gospodarz wskazuje nam na krzesła przy barze i ogłasza, że przygotuje nam „special drink.. Jack Sparrow!”, który okazuje się być tutejszym wzmocnionym Rum Punchem🍹.

Image may contain: one or more people and indoor

Smak rumu jest stłumiony słodyczą owocowego miąższu, który pieści podniebienie i zaskakująco mocno działa na głowę. Śmiejemy się, słuchamy przebojów Dżemu i rozmawiamy z Antkiem zadając mu te wszystkie pytania, które pewnie słyszy co dzień od Polaków, „co masz wspólnego z Polską? Dlaczego masz tu tak dużo rzeczy z Polski? Byłeś kiedyś u nas? i w końcu… DLACZEGO MASZ STANIKI NAD BAREM?👙”. Zanim Antek odpowiedział na to ostatnie pytanie odwrócił się na chwilę, żeby rozrobić wielki kołtun Maryśki. 

Image may contain: one or more people

Chwilkę później wrócił do nas z uśmiechem i wzruszeniem ramion „Ladies come and leave it here..I dont ask 😉”. Wieczór u Antka kończymy w szampańskich nastrojach. My, wzruszeni spotkaniem z tak wspaniałą, ciepłą i serdeczną osobą ❤️wchodzimy w 10tkę za bar żeby go wyściskać. On, „podpala” spektakularnie blat i kłania się w pół pasa poklepując nas wszystkich po ramionach.

Image may contain: 10 people, people smiling, night and fire

Robimy zdjęcie i zbieramy się do wyjścia, gdzie czeka już kolejna grupa Polaków. Jedna z czekających dziewczyn zmierza nas wzrokiem „Ej długo jeszcze? My też czekamy”

.....

czwartek, 5 grudnia 2019

10 sposobów na bezpieczne podróżowanie - czyli bezpieczeństwo w Ameryce Południowej

“Co? Ameryka Południowa? To przecież niebezpieczne!” - wiele razy słyszałam od bliskich i mniej
bliskich  mi osób, kiedy pakowałam się na podróż na daleki zachód. 
Powodem takiej ogólnie panującej opinii są ciągłe pogłoski o handlu narkotykami, porwaniach
czy kulturze “macho”, która może wplątać niejedną niewiastę w tarapaty.

To prawda, że poziom bezpieczeństwa jest inny niż w Europie i nie gwarantuję, że nikt nie
zostanie okradziony, napadnięty czy wyrolowany na pieniądze przy zakupach.

Bazując na własnym doświadczeniu, pragnę przedstawić 10 zasad jak bezpiecznie podróżować w
Ameryce Południowej.

1.Kopia dokumentów




Zawsze przed podróżą skanuję i drukuję kopie paszportu, dowodu osobistego, wizy (jeśli takowa jest potrzebna), czy żółtej książeczki szczepień. Kopie zatrzymuje w innej części bagażu niż plecak (czylli np. w torbie) oraz CO WAŻNE umieszczam skany w INTERNECIE (czyli na moim prywatnym dysku google lub w chmurze) i share’uje je z rodziną i najbliższymi.

2. Rodzina, ah rodzina - daj im znać gdzie jesteś!


“Meldowanie się” rodzinie lub bliskiej osobie, że dotarłaś/eś na miejsce, albo że wsiadasz do
taksówki wbrew pozorom ma sens. Nawet jeśli np.zgubisz telefon to i tak to jest dobry “haczyk”.
Przydatną funkcję mają też niektóre telefony “znajdź znajomego” gdzie można udostępniać swoją
lokalizację nawet kiedy nie mamy internetu.


 3. Jeśli możesz skorzystaj z Ubera


To brzmi trochę jak reklama, ale naprawdę szczególnie w Ameryce Południowej Uber (lub inna firma typu Cabify) mają opinię o wiele bezpieczniejszych niż taksówki zamówione na ulicy. Wiesz z kim jedziesz, wiesz gdzie jedziesz, nie musisz nikomu tłumaczyć co gdzie i jak oraz cena jest znana. Jeśli nie masz możliwości skorzystania z Ubera zawsze ustal cenę przejazdu z góry. Czasem warto też sprawdzić jaka powinna być trasa samochodem żeby gdzieś dojechać i po prostu prowadzić kierowcę żeby nie wywiózł nas w siną dal.

4.  Lokals prawdę Ci powie, czyli zapytaj u źródła 



Warto zapytać kilku osób (najlepiej swoich znajomych, którzy mieszkają w danym mieście albo
chociażby ludzi w grupach podróżniczych) jakie obowiązują mniej więcej ceny za transport publiczny,
za jedzenie na bazarkach oraz gdzie warto a gdzie nie warto chodzić po zmroku.


5. Nie chodź sam po ciemoku!




Wiem, wiem.. To brzmi jak babcia Krysia która wygraża Ci palcem, ale tak serio - NIE CHODŹ SAM(a)
PO ZMROKU. Jeśli już musisz to znajdź kompana który wychodzi z tego samego miejsca co Ty i
dotrzymaj mu kroku. Najlepiej nie poruszać się samemu (szczególnie z takich miejsc jak bary czy
dyskoteki), bo wychodząc chcesz tego czy nie - wyglądasz jakbyś nie był lokalsem więc zwracasz uwagę. 


6.  Autobusy i “rączki” latające



W środkach transportu publicznego lub w dużych zgromadzeniach ludzi pamiętaj, żeby plecak
(torebkę) zawsze trzymaj przed sobą. Gdy siedzisz plecak trzymaj też między nogami najlepiej
zahaczony o nogę. Tak samo w restauracjach.


7.  Obrączki i kolczyki do kieszeni




Podczas pobytu w Latam (Latin America) zupełnie odzwyczaiłam się od noszenia biżuterii.
Powód jest prosty. Wystarczająco zwracamy na siebie uwagę na ulicy wyglądając jak “gringo”
a co dopiero jeszcze afiszując się drogimi zegarkami czy biżuterią. Często ludzie żyją na pograniczu
ubóstwa dlatego takie świecidełka mogą wzbudzać a) agresję b) prowokować złodziei.


8.  Policja ah, policja




W przypadku stróżów prawa jest też inaczej niż w Europie, gdyż z zaufaniem może być tutaj różnie..
Na pewno nie dajcie się na numer w stylu “proszę wyjąć gotówkę z portfela, bo muszę sprawdzić
autentyczność tych banknotów”. Brzmi głupio? Na mundurowego nie jeden dał się już nabrać…


9. Double split czyli nie bierz wszystkiego ze sobą




Po zaklimatyzowaniu się w nowym lokum (hostel czy pokój u znajomych) część rzeczy
(gotówka, karty, paszport) zostawiam w walizce, żeby nie brać wszystkiego ze sobą na miasto.
Jeśli już się przemieszczamy z dużą ilością gotówki to warto pomyśleć o nietypowych skrytkach.
Np. specjalny pasek, w którym można schować banknoty, skrytki w butach, mini portfele przylegające
do ciała itd.


10. Nie dajcie się zwariować!




Przede wszystkim nie należy popadać w paranoje, że wszyscy ludzie są źli i chcą Cię okraść.
Do wszystkiego należy podchodzić z dystansem i uśmiechem. Ufać swoimi instynktowi i wycofywać
się z sytuacji gdy zapali nam się żółte światełko :) A przede wszystkim dobrze się bawić!


Mam nadzieję, żę chociaż część z tych porad będzie dla Was przydatna!
Miłego wypoczynku!

Lucy Robinson